Nie wyobrażam sobie lepszego tematu na swój pierwszy wpis na bloga niż to 🙂
„Maluch w kadrze” powstał w styczniu 2020 roku. Ciężkiego i pełnego niespodzianek roku.
Gdy 2 stycznia 2019 roku urodziłam synka, w piątej dobie jego życia powiedziałam do
mojego męża „Nie mogę wrócić do pracy na etat! To już zupełnie nie ma sensu. Teraz
rozumiem doskonale wszystkie historie o zmianie priorytetów po narodzinach dziecka ;)”
Cały rok poszukiwałam pomysłów na siebie zawodowo. Było ich mnóstwo – przez produkcję
skórzanych obszyć rączek wózków dziecięcych aż do pracy lub zarządzania żłobkiem 😉 Każdy
pomysł był komentowany i analizowany przez mojego męża, w konsekwencji czego nic z tego nie wyszło. I dobrze w sumie 🙂
19 grudnia 2019 roku moja przyjaciółka, z którą poznałyśmy się na szkole rodzenia
zaproponowała bym zrobiła sesję świąteczną naszym chłopakom. Ustawiłyśmy
prowizoryczną świąteczną stylizację w pokoju Adasia i zaczęło się 🙂 Zdjęcia robiłam moją
starą zakurzoną lustrzanką (Nikon d5200) na trybie AUTO of kors 🙂 Jeśli chodzi o efekty –
dużo lepsze były te kadry z Iphona, niż z aparatu. Mimo to, wysłałam Monice komplet zdjęć
Filipa i w odpowiedzi dostałam pytanie, które na zawsze zmieniło moje życie:
Kasia, a nie myślałaś, żeby robić zdjęcia dzieciom??
EUREKA! Oczywiście, że nie myślałam! Ale od tej pory zaczęłam, na poważnie zaczęłam 🙂
Zobaczcie jak wyglądała nasza „scenka” i zdjęcia z tej sesji 😉
Ponieważ jestem raczej z tych ludzi, którzy szybko zapalają się do fajnych pomysłów, do
realizacji tegoż przeszłam wręcz błyskawicznie 🙂 Dwa dni później byłam już zapisana na kurs
fotografii noworodkowej – STYLIZOWANEJ!!! Tak, tak! Chciałam robić proste ujęcia
maluchów owiniętych w różnego rodzaju materiały, ubranych w czapeczki z uszkami i inne
słodkie gadżety 😉 I naprawdę wierzyłam, że to ten właściwy kierunek.
Skoro już wydałam na kurs prawie 2K PLN, to nie mogłam się poddać ani wycofać, prawda?
Był tylko jeden „problem”. W szczegółowych informacjach dotyczących kursu napisane było,
że należy znać manualną obsługę aparatu. Czyli, że co? 😀 Stresowało mnie to potwornie!
Zaczęłam studiować od a do z instrukcję obsługi, oglądać tutoriale na You Tube i myślałam,
że będę znakomicie przygotowana na pierwszy tydzień stycznia, aby zabłysnąć moją nowo
zdobytą wiedzą na kursie 😉 Nic bardziej mylnego.
Kiedyś, przeglądając fb, natknęłam się na reklamę świątecznych sesji pewnej fotografki z
Warszawy. Do dziś pamiętam te uśmiechnięte portrety dzieci. Napisałam do niej, żeby spytać
jakim obiektywem robione są te ujęcia (no bo przecież już co nieco wiedziałam o fotografii),
a Pela odpisała mi dokładnie na jakim sprzęcie pracuje i zaoferowała swoją pomoc przy
wszelkiego rodzaju pytaniach foto. Zdziwiłam się, w końcu mieszkamy w tym samym mieście.
Ale usłyszałam wtedy jedną z najmądrzejszych sentencji:
Warszawa jest dużym miastem.
Każdy znajdzie tu miejsce dla siebie. Każdy znajdzie tu swojego Klienta.
A poza tym – kto współpracuje – wygrywa, kto rywalizuje – traci
(Pomna tych słów dziś sama prowadzę warsztaty fotograficzne dla początkujących fotografów, w tym dla osób z tego samego miasta 😉 )
Pela zaproponowała, że przeszkoli mnie z obsługi aparatu, opowie trochę o fotografii i może
zarazi miłością do zdjęć 🙂 Spotkałyśmy się i drugiego dnia zostałam zabrana na domową
sesję noworodkową. Domową! Do głowy by mi nie przyszło, żeby wchodzić komukolwiek do
domu tuż po porodzie. Toż to takie intymne. Ale weszłam. I zadziała się magia!
To była sesja rodzinna, ze starszym bratem na pokładzie i maleńką uroczą kilkudniową
dziewczynką. Miałam ciarki i łzy wzruszenia naciskając spust migawki. I wtedy poczułam, że
to jest właśnie to! Nie żadne stylizowane sesje w studio. NIE!
Domowe sesje lifestyle od teraz były w moim sercu.
Wiedziałam, że technicznie jeszcze przede mną długa droga. Ale już wtedy odkryłam, że
mam dobre oko. Że patrzę kadrami. Że chwytam emocje. I że wygląda to pięknie.
Zresztą sami zobaczcie:
Po tej sesji Monika napisała do mnie: „Jak zobaczyłam Twoje pierwsze zdjęcia z sesji to wiedziałam, że to musi skończyć się sukcesem! Do dziś pamiętam tę sesję – Pani blondynka, rodzina w bieli. Przepiękne kadry karmienia piersią” Ach, jak mnie to wzruszyło!
Na kursie fotografii noworodkowej upewniłam się tylko, że to absolutnie nie jest kierunek, w stronę którego chcę podążać.
Wróciłam do domu i zaczęłam działać.
Wymyśliłam nazwę „Maluch w kadrze”, zaprojektowałam swoje logo, założyłam fanpage na Facebooku i ogłosiłam się z darmowymi sesjami, aby budować swoje portfolio. Tak zaczęły powstawać pierwsze kadry. Tak zaczęła się maluchowa przygoda. Tak zaczęła się praca nad obróbką.
Miałam ogromne szczęście do wspaniałych rodzin, łapałam pierwsze najcudowniejsze emocje
Po kilku bezpłatnych sesjach ogłosiłam konkurs, w którym do wygrania była sesja zdjęciowa za 250 zł. Wybrałam 3 rodziny, z którymi stworzyłam piękne fotograficzne opowieści.
Już wówczas miałam profil na Instagramie i starałam się publikować pojedyncze zdjęcia z tych sesji. Do dziś widnieją tam te posty. Celowo zostawiam wszystko na profilu, niech to będzie znak mojego progresu. Poza tym każdy kiedyś zaczynał – nie ma się czego wstydzić 🙂
Już w lutym (czyli po miesiącu działania) miałam w swojej ofercie albumy pokazowe od Crystal Albums (i do dziś je ze sobą wożę – efekty tych kilku sesji zamknięte w najpiękniejszej z możliwych oprawie). Skupiłam się na rozwijaniu Instagrama, opracowałam cennik i czekałam na pierwszych klientów, którzy będą w stanie zapłacić za moje usługi. I nawet nie wiecie jak byłam szczęśliwa, kiedy okazało się, że sprzedałam swój pierwszy pakiet „brzuszek i maluszek”! gdybym nie karmiła piersią, upiłabym się z tej radości 😉
Wszystko szło ku lepszemu… aż tu nagle w marcu 2020 dotarła do nas światowa pandemia koronawirusa…I nie było żadnych zapytań o sesje, żadnych chętnych. A ci, z którymi byłam umówiona, odwołali nasze spotkania 🙁
Ale nie załamałam się! Wykorzystałam ten czas najlepiej jak potrafiłam (przez 6 tygodni nie miałam ani jednej sesji) i „szlifowałam” obróbkę, powoli dochodząc do moich wymarzonych ciepłych tonów.
Pod koniec kwietnia ludzie powoli otworzyli się na spotkania i mogłam małymi krokami wracać do dalszego rozkręcania maluchowej działalności.
Lato przyniosło moje pierwsze plenery i miłość do golden hour
a od września nastąpiła pierwsza podwyżka cennika (której bardzo się obawiałam, ale ku mojemu zdziwieniu – nadal sprzedawałam sesje)
19 grudnia zrobiłam sentymentalną podróż i opublikowałam na stories na Instagramie wyżej opisaną historię (tylko posługując się moimi postami). Otrzymałam całe MNÓSTWO wiadomości, że to niesamowite, że osiągnęłam to w zaledwie rok!
I wiecie co stało się w mojej głowie?
Dotarło do mnie, że osiągnęłam sukces… SUKCES!
Przez moją wrodzoną niecierpliwość, cholernie ciężką pracę, niesamowitą determinację i dążenie do doskonałości, w 12 ciężkich miesięcy zbudowałam markę fotografa.
Pokazywałam, że za tymi zdjęciami stoi człowiek. Mama wspaniałego synka, kobieta, która kocha to co robi i daje innym rodzinom szczęście.
Udowodniłam, że niemożliwe nie istnieje. Że jak się bardzo chce, to można wszystko.
Pojawiły się pytania o warsztaty dla fotografów i choć na początku nie wierzyłam, że mogę być dla kogoś inspiracją, postanowiłam pomyśleć o tym temacie na poważnie.
TROCHĘ STATYSTYK:
- 18 stycznia 2020 roku, opublikowałam pierwszy post na Instagramie
- 31 grudnia 2020 roku profil Malucha w kadrze na Instagramie miał 1975 followersów
- 3 stycznia 2021 roku dobiłam do 2000 followersow. Tego samego dnia sprzedałam wszystkie miejsca na pierwsza edycje warsztatów dla poczatkujących fotografów.
DZIŚ, Pisząc ten post (22.07.21)
mam na koncie 4800 followersów, plan na wernisaż, zabookowane sesje do grudnia i kilka zapytań tygodniowo.
Jestem dumną ze swoich osiągnięć kobietą. Mogę śmiało nazywać siebie fotografem noworodkowym, ciążowym i rodzinnym.
Prowadzę warsztaty grupowe i indywidualne z moim autorskim programem. Udowadniam, że da się pracować mając maleńkie dziecko (Misia dzielnie towarzyszy mi na sesjach).
Wkładam w swoją pracę całe serce i nie wstydzę się powiedzieć, że jestem samoukiem! Do wszystkiego co dziś widzicie doszłam sama, bez niczyjej pomocy, bez kursów, szkoleń i gotowych rozwiązań. Bez kupnych presetów, bez współpracy z celebrytami. Za to ze wspierającymi mnie mężem i przyjaciółmi, ogromem determinacji i pokory. I z cudownymi osobami dla których i dzięki którym jestem tu gdzie jestem!
Brawo! Jestem pod ogromnym wrażeniem i mocno trzymam kciuki! 😘
Piękna historia! Dająca ogromną motywacje do działania 🧡
Jesteś ogromną inspiracją, udowadniasz, że w krótkim czasie można tak wiele zdziałać 😍
Dziękuję Kasiu za ten wpis 🙂 Jestem na początku swojej drogi fotograficznej a Twoja historia jest niesamowicie inspirująca 🙂