Maluch w Kadrze | Katarzyna Filipek

SIŁA JEST KOBIETĄ! REPORTAŻ Z PORODU JULII

Julia napisała do mnie na miesiąc przed planowaną datą porodu z pytaniem o ofertę wykonania reportażu.

Chwilę wcześniej kupiłam dla siebie i męża bilety do Rzymu, to miał być nasz wyjazd na rocznicę ślubu 😉 ale nic o tym nie wspominałam, bo od zapytania do akceptacji oferty jest jeszcze dłuuuga droga 😉
W międzyczasie Julia myślała też o sesji noworodkowej, więc szczerze mówiąc ten reportaż jakoś mi uleciał z głowy 😁

Aż tu nagle pewnego dnia otrzymałam wiadomość ” Dzień dobry, jesteśmy na 100% zdecydowani na reportaż porodowy z Panią 😊 I ja bardzo chcę na drugi dzień w szpitalu jeśli tylko będziemy mieć salę komercyjną. Jak działamy dalej? Może spotkamy się i wszystko ustalimy? 😊”

 

Nie wiem czy jestem w stanie w ogóle opisać jak bardzo cieszyło mnie to co przeczytałam!
Ustaliliśmy datę naszego spotkania, na którym mieliśmy okazję się poznać, porozmawiać o oczekiwaniach, kwestiach technicznych, wymienić się numerami telefonów i podpisać umowę.
Po spotkaniu Julia napisała, że jest taka szczęśliwa, że będę z nimi i że bardzo się cieszy, że jej synek spotka w pierwszych chwilach życia tak dobrego człowieka.
Po raz kolejny przekonałam się, że trafiają do mnie właściwi ludzie i że naprawdę wiele nas łączy😍
Pozostało tylko czekać na TEN dzień! Szampan już się chłodził 😊
Danielek kilka razy zrobił nam psikusa i już prawie jechałam do szpitala, jednak okazało się, że to jeszcze nie to 😉
Julia od dnia terminu robiła co mogła by sprowadzić małego uparciucha na świat, ale żadne sposoby nie działały.
22 grudnia miała się stawić na indukcję. Wiem z doświadczenia, że porody indukowane są zazwyczaj bardziej bolesne. Rzadko kiedy rodząca nie decyduje się na znieczulenie. I wewnętrznie już cierpiałam razem z Julą.

21.12 wieczorem skończyliśmy z mężem oglądać serial i powiedziałam, że pójdę się zdrzemnąć bo być może w nocy będę jechać do porodu. Nie minęło 5 minut i odebrałam telefon, że to już! Wzięłam torbę, picie i buty na zmianę i popędziłam do szpitala.

Kiedy weszłam do Julii na salę porodową, miała ok 2 cm rozwarcia i przeokrutnie cierpiała z powodu bólu. Już wtedy mówiła o znieczuleniu.

 

Dołączyła do nas położna Ola i zaproponowała Julii wejście do wanny.

Matko kochana jaki to był game changer! (mówiłam jej o tym, bo sama rodziłam do wody dwukrotnie). Inna kobieta! A już w szczególności, kiedy dostała gaz😉 (z którego zresztą korzystała do końca porodu).
Myślałam sobie CHWILO TRWAJ! bo kocham ujecia w wodzie! są magiczne, wyjątkowe, nieco tajemnicze, bardzo emocjonalne. Wszystko szło w dobrym kierunku, poród pięknie się rozkręcał, szyjka się otwierała i dość szybko przyszły skurcze parte.
Jednak nasz mały chłopczyk grał z nami w kotka i myszkę. Co już trochę schodził, to wracał. I tak przez dłuższą chwilę.
Położne zadecydowały, że warto zmienić pozycję. To był ten moment, kiedy Julia była już mocno zmęczona bólem i wysiłkiem.
Wyszła z wanny i do gry wkroczyło krzesełko porodowe i chusta rebozo. Patrzyłam z pełnym uznaniem ile pracy wkładają położne w pomoc w przyjściu na świat małego człowieka!
Nie zliczę ile razy w drugiej fazie porodu padło z ust Julii zdanie “Ja nie dam rady! Już nie mam siły“.
Nie zliczę też ile razy zaprzeczałyśmy tym słowom 😉
Przyznać jednak trzeba, że ta drobnej postury kobieta wydawała właśnie na świat malucha o solidnej masie! (jak się później okazało), I to naprawdę było nie lada wyzwanie.
Kiedy zaczęła rodzić się głowa, Julia przed kolejnymi skurczami dotykała jej, sprawdzając postęp porodu. I działa się magia! Ten dotyk ładował ją kosmiczną energią, która dawała siły na kolejne parcie. Coś niebywałego!
Sam moment narodzin był dla mnie wielkim wzruszeniem. Z trudem hamował łzy, musiałam przecież fotografować 😁 Miałam ciarki na całym ciele, dreszcze ekscytacji i ściśnięte przez hamowany płacz gardło. Jakież to jest wspaniałe! Jak ona pięknie rodziła! Jakie my kobiety jesteśmy niesamowicie silne! Z zachwytem uchwycałam ich pierwsze wspólne chwile.

Ponieważ nie był to łatwy poród, mały Danielek nie krzyknął zaraz po wyjściu na świat. Chwilę trwała jego stymulacja, aż nagle….PIERWSZY WSPÓLNY KRZYK!

Mam ciarki kiedy to piszę, to był tak niesamowity moment!
Spójrzcie jak oddają to zdjęcia!

Przyszedł czas na zasłużony odpoczynek, kontakt skóra do skóry, zachwycanie się wyczekanym i z trudem urodzonym maluszkiem. To też moment naszego triumfu. NASZEGO wspólnego, bo cała nasza czwórka spisała się na medal!
Ja miałam genialny reportaż, mnóstwo materiałów video, konkursowe wręcz, bardzo emocjonalne zdjęcia!
Praca położnej Oli zasługuje na odrębny wpis na blogu 😉 Po raz kolejny widzę, że położnictwo to powołanie. 200% zaangażowania, pomocy, wsparcia, bezpieczeństwa. Najlepsza inwestycja w porodzie. Zawsze to będę powtarzać.
I nasz cichy bohater – Stanisław. Najbardziej wspierający mąż na świecie. Najbardziej zaangażowany mężczyzna jakiego spotkałam na swojej reportażowej drodze. Niezliczona jest ilość pocałunków, którymi obdarowywał cierpiącą mamę. Podawał wodę, odgarniał włosy, trzymał za rękę. Był przy każdym skurczu. Rodził razem z nią. Wzrusz totalny!😭
Zasłużyliśmy na szampana, prawda? (to taka moja osobista tradycja – z każdą rodziną tuż po finale wznosimy toast!)🍾Szampanem 0% of kors!
Julia i Stanisław zadzwonili do swoich bliskich, by przekazać im tę szczęśliwą nowinę.
Po 2 godzinach nadszedł czas poznania prawdy o wymiarach i wadze Danielka. Powiedziałam do Oli “obstawiam 3980 g”. Waga wskazała 3970 😉
Następnie czynności “kosmetyczne” – szycie, pamiątkowe odbicie łożyska, pierwsze przystawienie do piersi, prysznic i przebranie.
Tu kończy się moja rola.
Żegnam się z Julią i Stanisławem pełna wzruszenia i ogromnej wdzięczności za to, że mogłam z nimi być. To był trudny, ale piękny poród. Świadectwo niezwykłej siły drobnej kobiety. Waleczności i odwagi. Płaczę ze wzruszenia jeszcze bardziej, kiedy Stanisław wręcza mi drobny upominek w podziękowaniu za obecność. Co to są za ludzie!?
To nie koniec naszej znajomości. Dobę później odwiedziłam ich ponownie na oddziale, by tym razem stworzyć pamiątkę z pierwszych dni życia. Usłyszałam mnóstwo ciepłych słów.
Julia nakłoniła mnie, by opowiadać o mojej pracy, by szerzyć wiedzę i zmieniać świadomość kobiet na temat porodu. Pozwoliła na publikację wszystkiego. Z dumą i radością.
Pod krótkim filmem z porodu, który opublikowałam w swoich mediach społecznościowych napisała: “Minęło już półtora miesiąca i teraz przywołałaś mnie z powrotem do tego pięknego dnia, płaczę😭dziękuję, że byłaś z nami w tak ważnych chwilach dla naszej rodziny, dziękuję za zdjęcia, które nie dadzą zapomnieć tych trudnych chwil, dziękuję za wsparcie i wiarę. Kasia, jesteś najlepsza!🔥❣️”
A ja dziękuję Ci Julia, że stanęłaś na mojej drodze! Zrobiłaś dla mnie niesamowicie dużo. Będę Ci wdzięczna do końca życia ❤️
error: Te zdjęcia są chronione!

Ta strona korzysta z plików cookie, aby zapewnić najlepszą jakość korzystania z naszej witryny.